Droga rowerowa – gdzie ona jest? Jak dojechać gdy jej brak?

Społecznośći

nie dotyczy rowerów - t22 - alternatywna droga rowerowaRowerem można się poruszać ot tak by pokręcić, trochę energii zużyć i lepiej się przez to poczuć, ale czasem ktoś kto nie porusza się rowerem na co dzień myśli sobie „A może pojadę do pracy/szkoły/urzędu/lekarza [dowolne wstawić;)] rowerem?”, chwilę po tym zadaje sobie pytanie którędy? Czy jest tam droga rowerowa, czy jest chodnik jakiś, czy kocie łby i najważniejsze pytanie – czy trzeba jechać ulicą.

Spróbuję odpowiedzieć na pytanie jak sobie radzić gdy nie ma drogi rowerowej. Duże polskie miasta powstawały w czasach, gdy nikt nie sądził, że będzie poruszać się taka ilość samochodów jak dziś.

Nie wspominając o rowerach, których wielkiego bumu chyba nikt z ówczesnych projektantów nie przewidział nawet w sennych marzeniach. Powstają drogi rowerowe ale nie w takim tempie by dogonić rosnącą w kosmos ilość użytkowników rowerów. Sen z powiek projektantów i urzędników spędzają próby wciśnięcie drogi rowerowej w gęstą zabudowę miejską, choć moim zdaniem niesłusznie, bo drogi rowerowe są zbędne.

Czym jest droga rowerowa i po co w ogóle została wymyślona? Upraszczając to takie obejście problemu różnic prędkości oraz braków w rozsądku. W średniowieczu drogi były uniwersalne, chodzili po nich piesi, jeździły wozy, z czasem pojawiły się inne środki transportu, które śmiało poruszały się tym samym paskiem bruku. Zwiększały się prędkości pojazdów, zwiększała się ich ilość i tak pojawił się pomysł na chodnik. Piesi byli już bezpieczniejsi bo mieli swoją enklawę spokoju, a galopujące konie ciągnące wozy mogły dalej galopować zapominając hamulcach. Podobnie z drogami rowerowymi. Jak tu pogodzić pędzące ile fabryka dała samochody ze spacerującymi pieszymi i śmigającymi rowerami. Pojawiają się tu takie parametry jak natężenie ruchu (pieszego, rowerowego czy samochodowego) determinujące przepustowość ruchu i bezpieczeństwo. Tam gdzie porusza się milion samochodów dziennie szanse na przeżycie niechroniony uczestnik ruchu jak rowerzysta czy pieszy ma niewielkie. Statystycznie prędzej czy później ktoś go lusterkiem trafi, choćby 1 na milion. Zmniejszając więc ilość zmniejszamy prawdopodobieństwo nagłego trafienia lusterkiem. Podobnie jest z prędkością – im większa prędkość tym mniej czasu na reakcję, mniejsza kontrola nad precyzyjnymi manewrami, gorsza widoczność (efekt zawężania pola widzenia). Więc im mniejsza prędkość, a właściwie różnica prędkości tym lepiej się jedzie i bezpieczniej 😉

Wracając do tematu, chcę jechać do ZUS-u jakieś papierzyska dostarczyć i co? Pod blokiem nie mam drogi rowerowej, dalej kawałek jest a później znowu brak. Pojadę najpierw osiedlowymi uliczkami, nie ma tu wielkiego ruchu, są ograniczenia prędkości do 30km/h, wysepki, skrzyżowania równorzędne. Na takich drogach bezpiecznie można poruszać się rowerem. Dalej jest droga rowerowa ale ma ona jakieś 50m długości by po chwili się skończyć, ze względu na jej długość, a właściwie krótkość nie mam obowiązku nią się poruszać mogę jechać jezdnią. Pojadę wiec jezdnią, będę jechał w odległości ok 1 m od krawężnika, by umożliwić sobie omijanie dziur na drogach i studzienek kanalizacyjnych skręcając do krawężnika. Uniknę w ten sposób problemu, gdy akurat ktoś będzie mnie wyprzedzał a jednocześnie trafi się krater na drodze, których notabene minę pewnie z kilka. Dalej będę musiał skręcić w lewo, to trudny manewr dlatego rozpocznę go wcześniej zjeżdżając na lewy pas ruchu wtedy gdy nikt za mną nie będzie jechał i pokażę ręką wcześniej, że skręcam. Kawałek dalej zaczyna się droga rowerowa. Wjechał bym na nią od razu, ale krawężnik mi to uniemożliwia, pojadę wiec wzdłuż niej dalej szosą i wjadę w nią na najbliższym wjeździe do posesji, na którym jest obniżony krawężnik. Mogę dalej jechać prosto, cały czas drogą rowerową, ale lepiej jeśli z niej skręcę w drogi osiedlowe, ominę w ten sposób ruchliwe skrzyżowanie. Pojadę sobie wśród drzew i domków jednorodzinnych, całkiem przyjemną okolicą mimo że nie ma tu drogi rowerowej (i dobrze!). Dalej muszę skręcić w prawo i jechać kostką brukową, dam sobie spokój i pojadę o kilkadziesiąt metrów dalej, by móc jechać asfaltem drogą jednokierunkową pod prąd. Jest tam znak (T-22) „Nie dotyczy rowerów”, więc mogę spokojnie nią jechać, jadące samochody od razu zauważę, gdyż mam je przed oczami, widzę kierowców, mogę im spojrzeć prosto w oczy, oni mi także, porozumiewawczym spojrzeniem będziemy wymijać się bardzo bezpiecznie. Bardzo, dlatego, że trudno jest zrobić komuś krzywdę patrząc mu w oczy (tak twierdzą psycholodzy). Pojadę prosto by po chwili znaleźć się pod urzędem…. tylko gdzie tu zaparkować? O parkowaniu opowiem innym razem 😉

t22
Nie dotyczy rowerów

Tym sposobem dotarłem sprawnie i bez komplikacji do urzędu. Nie jechałem głównymi drogami, omijałem niekiedy nawet niekorzystne dla mnie drogi rowerowe, natomiast magnesem były dla mnie drogi o tzw uspokojonym ruchu, które uwielbiam. Szerokie, bez dziur, z małym ruchem samochodów, ukryte czasem tuż za skrzyżowaniem z ruchliwą przelotówką przez miasto. Bardzo przyjemne do poruszania się rowerem. Jak je rozpoznać? Po znakach „strefa zamieszkania”, „30”, „20” czasem „Nie dotyczy rowerów” (T-22) w połączeniu z zakazem wjazdu. Są to zwykle ulice na starówce lub w części osiedlowej domków jednorodzinnych lub nieco większych, służące do dojazdów do posesji. Doskonale zastępują drogi rowerowe, moim zdaniem są od nich nawet lepsze.

Strefa zamieszkania - znak
Znak „Strefa zamieszkania”