Czy jeździć zimą rowerem? Jak zostać hardkorem.

Społecznośći
Jasda rowerkiem w klubie fitness (fot. sxc.hu)
Jasda rowerkiem w klubie fitness (fot. sxc.hu)

Jak zapowiadają od jakiegoś czasu synoptycy, niedługo zima ma zaskoczyć drogowców. Jeśli prognoza się sprawdzi, będzie wszędzie kupa śniegu. No może jedynie na jezdni go nie będzie, za to będzie chlapa. Mało przyjemnie jest dostawać nią po twarzy, spodniach, plecach i nosić ją w butach. Jest to jednak nieuniknione, pewnym ratunkiem są k-traki, o ile warstwa śniegu będzie dla tego mod-a wystarczająca 😉

Nie ma się co przejmować tylko przyzwyczaić do nowej ekstremalnej rzeczywistości, albo zgodnie z zaleceniami policjantów schować rower do szafy (bo w piwnicy ukradną) i przesiąść się do ogrzewanego samochodu albo zapchanego kaszlącymi ludźmi autobusu.

Samochód wydaje się tu najwygodniejszą alternatywą, o ile kogoś nie zraża skrobanie, rdzewienie i koszty paliwa, które zimą są jeszcze wyższe, własnie z powodu ogrzewania. Jadąc autem można sobie jechać na krótkim rękawku, słuchać muzyczki, która złagodzi czas spędzony w korkach.   Można też zostać hardkorem i śmigać rowerem miejskimi ulicami przez breje i patrzeć jak to kierowcy pukają  się w czoło widząc takie niewyjaśnione zjawisko jak rower przebijający zimowy szlam. W sumie dla kogoś, kto nie ma czasu by spędzać godzin na rowerku w fitnesklubie a jednocześnie chce się poruszać, bo większość dnia siedzi na tyłku bycie hardkorem to całkiem niegłupia alternatywa. Trzeba się jak na hardkora ubrać i mieć psychę hardkora, ale to się opłaca. Taki hardkor nie poddaje się, jest zahartowany, nie stoi w korkach, nie martwi się, że mu akumulator padł, nie gniecie się w raz z innymi ludźmi w kaszlącym autobusie, na który czekać trzeba na przystanku tym dłużej  im gorsza jest pogoda.  Czasem warto być hardkorem.

Szkoda, że tak mało hardkorów na ulicach, a jednak sporo zwracając uwagę, że o odśnieżaniu dróg rowerowych można jedynie pomarzyć. Więc trzeba być nie lada kozakiem by przez nie się przedzierać, utrzymywać równowagę na oblodzonych ścieżkach nie zrażając się tym, że samochodem było by łatwiej a jeszcze im ułatwiają promując w ten sposób leniwy tryb życia i ostatecznie zwiększając przyspieszenie zajmowanego miejsca na cmentarzach.  Statystyki mówią jasno co jest przyczynami największej ilości zgonów – zawały serca i choroby krążenia, których główną przyczyną jest brak ruchu (patrz siedzenie za kółkiem).

Samochodziarze mają różnie, wiele osób jest zmuszona latać po magazynach w pracy lub wykonywać prace angażujące fizycznie. Jednak informatyzacja świata zmusza by przysiąść i zrobić coś przed kompem, nawet ktoś kto pozornie nie ma nic wspólnego z komputerami wiele spraw załatwić musi zwykle przed komputerem.  Można się ratować klubami fitness, jednak nie każdy ma na to czas by po całym dniu pracy, załatwieniu bieżących spraw jeszcze jechać do siłowni (samochodem) by mieć wreszcie okazję się poruszać by zupełnie nie skostnieć.

Czy wygodniej być hardkorem i śmigać rowerem przez zaspy? Wystarczy zaopatrzyć się w naprawdę solidne rękawice narciarskie, solidnie nasmarować łańcuch by go sól drogowa nie zżarła, grubą czapę na głowę założyć albo lepiej wypasioną czapkę z membraną pod kask.  No cóż, nie ma co ukrywać, że zimą kask się znacznie częściej przydaje. Zaskoczeni mrozem drogowcy i budżety miast na walkę zimą, które są po pierwszym tygodniu złej pogody już na debecie powodują, że na odśnieżanie dróg rowerowych i bocznych ulic kasy nie ma, więc trzeba jechać głównymi przelotówkami. Nie ma rady, tu przepisy nawet nie pomogą i prawo do jazdy chodnikiem w złą pogodę – bo cóż z niego skoro na chodniku zwykle największa ślizgawa albo pół metra śniegu i ledwo widoczna, wydeptana ścieżka.

Podsumuję zatem jakie są opcje dla kogoś kto chce zachować względnie dobrą formę nie tracąc dodatkowego czasu:

zostać domowym kulturystą – w domu da się także poruszać, choć zwykle domy mamy niewielkie, a i sprzęt  sportowy do domu ograniczenia stawia. Można jednak skutecznie się poruszać w domu o ile ma się wystarczającą motywację. Trochę dodatkowego czasu to kosztuje, ale jest taka opcja i można ją brać pod uwagę

zostać fitnesklubowcem – można chodzić do pobliskiego fitnessklubu, albo jechać autem, co pochłonie dodatkowy czas i pieniądze. Lepsze to niż, zapuszczenie się zupełne i padnięcie na zawał, ale kosztuje pieniądze i czas dodatkowy

zostać biegaczem – podobnie, można sobie biegać mimo zimna i lodu. Wiele do tego nie trzeba, nieco obciąża stawy ale porządne buty rozwiązują tą kwestie. Do pracy sobie raczej nie pobiegniesz, więc trochę czasu trzeba na to dodatkowo poświęcić, tak czy siak nienajgorszy to pomysł, bo hartuje organizm i całkiem nieźle dotlenia.

zostać hardkorem – solidna czapka, mega rękawice, ciepłe buty, wiatroodporna kurtka po której ładnie spływać będzie drogowa breja, ciuchy na przebranie w wodosczelnym plecaku, odblaski na nogi i ręce, migająca lampa (nie mikrolampeczka, tylko LAMPA!), białe światło do przodu – jasne, naprawdę jasne, dodatkowo można zastosować drugie migające by kierowcy uwierzyli w to co widzą, nie poddawać się opinią zszokowanych znajomych i po prostu jechać drogami. Poruszać się w odległości od krawężnika wyraźnej, gdyż tam najgorsza breja, woda i dziury. Jeśli jesteś naprawdę dobrze widoczny, masz solidne lampy, które widać z kilometra a do tego odblaski i jeździsz pewnie, starasz się omijać megaruchliwe odcinki dróg w miarę możliwości to powinno być ok.  Pozwoli to w drodze do pracy poruszać się nieco, obudzić rześkim powietrzem.

PS. Mam nadzieję, że nadejdą takie czasy w których nie trzeba będzie hardkora z siebie robić, by dojechać gdzieś przez zapuszczone zimą miasto rowerem. Drodzy drogowcy – odśnieżajcie to na czym chcecie zwiększyć ruch.